niedziela, 6 grudnia 2015

tak strasznie mi brakuje

25 listopada br pożegnałam Ją - była ze mną prawie 20 lat. Wychowała mnie, męża, syna i dobermana w kwestii psiej. No w końcu to jamnik był no może nie 100-procentowy ale na pewno 99,9%.  A z tego co słyszałam psia rasa dzieli się na psy i jamniki
Ponieważ był to nasz pierwszy pies to udało nam się popełnić wszystkie błędy jakie tylko można:
- spała z nami (Pan nauczył)
- jadła co chciała i kiedy chciała z porcelanowych misek, ręcznie malowanych, nie lubiła tylko sałaty bo w nie dało się tego pogryźć aaa...... i truskawki trochę kuły bo jakoś kwaśne to dziadostwo było, no ale malinki, pomarańcze, jabłuszka, gruszeczki to miód malina po prostu, suche w zęby kuło i przez pierwsze 12 lat (dopóki nie nastał doberman) do pyska się tego nie brało
- kazała się nosić na rękach, jak doszła do wniosku że ma już dość dalszego spaceru a w związku z tym iż Pańcia chciała mieć miniaturkę to był to 100% standard jamnika i potrafiła ważyć dobre 12 kg
- uwielbiała jazdę samochodem, koniecznie na przednim siedzeniu z głową wystawioną przez okno i uszami powiewającymi podczas jazdy, przy odrobinie nieuwagi personelu opierała przednie łapy na bocznym lusterku i TO DOPIERO BYŁA FRAJDA Z JAZDY
- nienawidziła weterynarzy, jak tylko zwąchała taki pomysł nie chciała w ogóle wsiąść do samochodu a potem z niego wysiąść
- nie pozwalała nic przy sobie zrobić - zero obcinania pazurów, uszy to wyczyść sobie sama no a zaglądanie do paszczy to wstyd i hańba dla suki i na takie cóś pozwolenia nie dawała, nie wiadomo jak ale zawsze wiedziała o naszych niecnych zamiarach wcześniej i właziła pod łóżko tak że nie było sposobu jej wyciągnąć nawet we trzy sztuki no chyba że łóżko zostało podniesione do góry i następowała łapanka
- przeszła dwie poważne operacje i nawet "chełm" na głowie nie powstrzymał jej od wylizania szwu jeszcze u weterynarza,
- wychodzenie na spacer odbywało się na jej warunkach, zero ubrań, zero "chełmów", obrożę tolerowała, smyczy nie lubiła no ale fakt jest faktem od nogi nie odchodziła, jak pojawił się zalotnik lub kompan do zabawy natychmiast leciała do personelu i kazała się brać na ręce, na wszystkie zawołania reagowała natychmiast, Chodzić na smyczy nauczyła się dopiero przy dobermanie ale nie lubiła tego specjalnie. Podczas deszczu nie wychodziła w ogóle potrafiła opanować potrzeby nawet 30 godzin a próba wyprowadzenia kończyła się tym że ja byłam wściekła, mokra od stóp do głów, ona też mokra i w końcu obrażona za wypychanie na deszcz a siku i tak nie zrobiła. Uwielbiała śnieg i łapanie śnieżek w zęby - wyobraźcie sobie niskopodłogowca w zaspie, widać było tylko ogon i fruwające w powietrzu uszy w pogoni za śnieżkami.
- Sylwester to najcudowniejszy dzień w roku, gdyby jej nie trzymać łapałaby w zęby petardy i przynosiła pod nogi

Mogłabym tak jeszcze długo wyliczać jej "wady" i "zalety" a wszystko to sprowadza się do tego że
ciągle nasłuchuję czy gdzieś nie słychać jej tuptusiowania, latam z kuchni do sypialni i sprawdzam czy nie trzeba jej zdjąć z łóżka, że nocy nie ma kto mnie ogrzać i rozepchnąć się w poprzek łóżka a personel rozgonić na boki - w końcu sucz musi się wyspać i odpocząć. Nie ma już jej .......

Ponieważ nigdy nie wspominałam o dobermanie - był z nami bardzo krótko tylko 6 lat i był najcudowniejszym i najukochańszym dobermanem świata.

Mała i Nero - czekamy na michę

Śpimy zawsze razem

Kanapa dwuosobowa ale i tak musimy być razem, Mała zawsze pod kocykiem, Niunio za przykrywaniem nie przepadał
Tak się podróżowało w ostatnich 2 latach

Nie dałam się wygryźć personelowi z poduszki
Ostatnie zdjęcie