wtorek, 13 grudnia 2011

Żeby nie było

Żeby nie było, że na moim blogu nie ma nic świątecznego bo jest. Wcale mi się nie chce nic robić, a jak pomyślę o kolejkach i o milionach ludzi wliczając w to mnie to jest mi jeszcze gorzej. Przyznaję staram się nie szaleć z jedzeniem i zbędnymi prezentami ale wiadomo jak to jest. Część zakupów mam już za sobą takie jak: gruszki w puszce,które wylądują na stole z lodami, bitą śmietaną polane kleksami czekolady, kaczkę: mam zamiar ją upiec i podać w zależności od upodobań biesiadników z brzoskwinią z puszki i żurawiną lub z własnoręcznie marynowaną papryką z czosnkiem lub buraczkami z papryką, cebulą i olejem, zrobię jeszcze tapas z oliwek, ugotuję ciasto i jeszcze takie tam inne. Jak będzie to nieźle wyglądało to może uda mi się zrobić zdjęcia i pokazać jak to wyglądąło.







Na ten czas zakupiłam też troszkę zabawek na choinkę i prezenty dla tych ćwierkających może dadzą się przekupić i pogadają ze mną we Wilię.



Może uda mi się zrobić troczę własnych zabaweczek świątecznych bo i chęć i zamiar jest, gorzej z opanowaniem lenistwa. Co do wyczynów krawieckich są a jakże ale o tym następnym razem.

czwartek, 8 grudnia 2011

Nareszcie jest !!



Ktoś zapyta co? No jak to co mój piękny "dziergany" biały sweterek. Nareszcie udało mi się go skończyć, wszystko ładnie wykończyć przynajmniej po prawej stronie, co do lewej nie jestem usatysfakcjonowana ale na ten czas overlocków, coverlocków brak i musi być jak jest. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
W tak zwanym między czasie "polatałam" po blogach i Burdach i wymyśliłam co z moją "norką białą". Powstało coś pomiędzy kominem a kołnierzem w skrócie rzecz ujmując futrzany komin. Jest milusi i nosi go się fajnie (malowanie facjaty wskazane nie jest bo nie wiadomo dlaczego i skąd robi się w niektórych miejscach jakiś dziwnie pomarańczowy).
 
A przy okazji popełniłam karakułkowy płaszczyk, który oczywiście nie nadaje się na zewnętrznie zimowe wyjścia ale jesiennie i sylwestrowo prezentuje się całkiem całkiem.

piątek, 2 grudnia 2011

Nie miała baba kłopotu

no nie miała, to sobie wymyśliła, że uszyje przepiękny sweterek z białej dzianinki  dzierganej w warkocze wyglądającej no mniej więcej jak prawdziwa robótka ręczna.
materia
Mniej się człowiek narobi bo tylko kilka szwów a nie tysiące oczek i się zaczęło. Ponieważ moja pracownia krawiecka ogranicza się do stołu kuchennego (jak nazwa wskazuje stojącego tamże) więc ułożenie równo całej posiadanej materii graniczy z niemożliwym ale jakoś poszło. Przypinanie wykroju i samo cięcie to pestka ale to co dzieje się później to już inna bajka. Tysiące fruwających w powietrzu kłaczków, przyczepiających się do wszystkiego czego tylko można i nie można i pytanie Pana Męża A kto to posprząta ? 
wykrój
Wzięła więc baba materię i biegiem do maszyny obrzucać coby się więcej nie strzępiło i nie latało. Maszyna cudna zyg zag posiada i niby że szyje jak złoto tylko nie bardzo chciała tę diabelną materię, ale w końcu się udało, szycie "na prosto" jakoś poszło i JEST.
bez rękawów
już z rękawami

z "norką białą"

Jeszcze nie całkiem wykończony bo miał na dole i na rękawkach być wykończony "norką białą" ale chyba mi się nie podoba i może z "norki białej" powstanie cudnej piękności szal, kołnierz czy etola - tego nie wiem muszę wymyśleć