Moda na maxi wracała i wracała w końcu wróciła i podobno jest must have w postaci długiej spódnicy do ziemi, (ale mi się udało nie dość że długa to jeszcze do ziemi)
aczkolwiek mini też jest wszechobecne i wcale ale to wcale się nie poddaje chociaż teraz to bardziej przejawia się w szortach, krótkich spodenkach czy jak je tam zwał - zresztą jak się ma co pokazywać to dlaczego nie pokazywać,
mimo iż tytuł posta rybi to jednak cały czas za mną "chodzi"
Rudy ojciec, rudy dziadek,
Rudy ogon - to mój spadek,
A ja jestem rudy lis.
Ruszaj stąd, bo będę gryzł.
Jan Brzechwa
nie zawsze ten wierszyk kojarzył mi się dobrze bo byłam albo marchewa albo ruda a dzieciaki latały za mną i rudy ojciec ........... mój naturalny kolor włosów to RUDY, RUDY rydz.
Jak must have to i jest długa spódnica z lycry z dodatkiem ogona. Tak na prawdę to nie przewidywałam takiego ogona ale jakoś marnie obejrzałam i zdjęcie i rysunek techniczny i wykrój ślubnej kiecki z Burdy 3/2008. Miałam mieć możliwość swobodnego poruszania się i ponieważ tej niebieskości było dla mnie za dużo to musiałam ją co nieco urozmaicić i tak mam i ogon i swobodę ruchów. Spódnica biodrówka taka do latania po mieście. Wykrój zaczerpnięty z sukni ślubnej, tkanina lycra sztuczna że mózg ale nie plastikowa i niestety nie uwolniona tylko zakupiona ze względu na przecudny kolor, ale ogon to już uwolniona tkanina z lat nie pamiętnych, swoje odleżała i dała się wreszcie wykorzystać.
Spódnicę nosi się rewelacyjnie mimo ogona na który trzeba uważać jak się odjeżdża od biurka w pracy i była ze mną w czerwcu nad morzem