Jeden wykrój, teoretycznie jeden rodzaj materiału, tylko gatunki różne i dwie różne sukienki.
A tak nota bene czy też tak macie że zawsze szukacie wykroju w milionach Burd bo akurat wymyśliłyście sobie właśnie taki i tylko taki uszytek a wszystkie te które akurat są pod ręką to absolutnie nie to co ma być.
Sukienki zostały uszyte na podstawie bluzki z Burdy 1/2013 nr 119
http://www.burda.pl |
zmianie uległy rękawy nie są marszczone, byłoby za “grubo” w żaden sposób moim zdaniem nie chciałyby się układać i że to sukienki przód i tył został przedłużony do odpowiedniej dla mnie długości.
Jako że szał na dresówki trwa nadal przynajmniej u mnie to sukienki uszyte są z dzianin dresowych, niby takich samych a jednak okazało się że innych.
Z założenia obydwie miały być nie wykończone i wszami na wierzch, jednak podczas krojenia koncepcja uległa zmianie – dobrze wymacałam materiały. Szara dzianina jest zwarta, mięsista, ciągliwa i taka mniamniuśna, nie siepała się podczas cięcia, różowy melanż natomiast nie jest tak ciągliwy, mięsistość ma połowiczną i siepie się niemiłosiernie.
Szara sukienka rękawy ma wszywane szwami na wierzch pozostałe ma normalne trochę za gruba jest żeby wszystkie były na wierzch nie wyglądało by to dobrze, dekolt, dół sukienki i rękawki są nie wykończone i pięknie wywijają się na zewnątrz, dodatkowo zyskała batystową koronkę jako wykończenie.
Melanżowy róż z racji upierdliwości materiału szwy ma wszystkie do środka, obrzucony został na overlocku czarną nitką i miał wyglądać pięknie a wyglądał ble… więc został wywinięty na zewnątrz i ręcznie podszyty, dodatkowo żeby nie był taki pidżamowy zyskał spódniczkę z czarnej organzy na rypsowej taśmie zawiązywanej na kokardę (całość zespawana na sztywno z sukienką).
Różnicę pomiędzy sukienkami widać niby te same a jednak inne.
Szara przetestowana w pracy i na szyciu janów w Jankach – sprawdza się rewelacyjnie, różowa jeszcze nie bo byłam uprzejma wyhodować sobie ropne zapalenie gardła zwane inaczej anginą i mam wreszcie czas powyżywać się na blogu. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Ta koronka mnie urzekła! Drech wykończony koronką... no cudnie:) A różowa zespawana ze spódnicą też jest super, widzę że nagły atak spawacza nas opanował;)))
OdpowiedzUsuńten batyścik rzeczywiście dodaje uroku, a spawanie było konieczne żeby całość trzymała się kupy a nie podjeżdżała do góry przy każdym ruchu i latała dookoła Wojtek.
UsuńDziękuję bardzo
Mnie się ta różowa nie podoba. To znaczy sukienka podoba mi się bardzo, ale to czarne coś na niej kompletnie nie pasuje. Oczywiście jest to moje subiektywne zdanie. Szara - piękna. Tylko pozbyłabym się tej koronki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Urszula
ta różowa musiała mieć coś i to coś czarnego, niestety na fotce tego nie widać ale to taki blady różowy melanż z białym a może ecru i pozostawienie jej bez niczego wywoływało u współmieszkańców komentarze pidżamę sobie uszyłaś? więc jak zaliczy kilka wyjść i prań i zacznie wyglądać na przechodzoną organza pójdzie wek i będę miała ekstra milusińską domówkę
UsuńObydwie sukienki świetne! Dodatek tej organzy przy różowej też mi się średnio podoba, choć z drugiej strony wygląda to bardzo oryginalnie! Dekolty zdecydowanie najlepsze ;-)
OdpowiedzUsuńróżowe musi mieć coś bo inaczej koszula nocna Dziękuję
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z sukienką, szczególnie podoba mi się ta szara z koronką. Ja niedawno szyłam bluzę z tego wykroju i również przerobiłam rękawy - te marszczone są mało praktyczne przy grubszej tkaninie. Może skuszę się na sukienkę, bo wykrój bardzo mi się spodobał.
OdpowiedzUsuńCo do poszukiwania modeli - opracowałam sobie metodę, dzięki której nie muszę wertować całej sterty magazynów, żeby znaleźć ten idealny. Niedawno z resztą o tym pisałam. Ale swoją drogą takie masowe przeglądanie Burdy to sama przyjemność...